Forum www.kolyaska.fora.pl Strona Główna www.kolyaska.fora.pl
Motocykle radzieckie
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Wyprawa do Warny

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.kolyaska.fora.pl Strona Główna -> Podróże małe i duże
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zorg




Dołączył: 25 Wrz 2010
Posty: 136
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Zielona Góra

PostWysłany: Pon 11:18, 09 Wrz 2013    Temat postu: Wyprawa do Warny

Relacja z wyprawy do Warny

Poniżej zamieściłem opis swojego wojażu po 6 krajach. Celem była Warna w Bułgarii. Nie odmówiliśmy sobie przejazdu przez Rumunię. Jechaliśmy wraz z kumplem na motocyklach japońskich. Wszystkim malkontentom którym wydaje się niewłaściwym zamieszczanie tej relacji na tym forum nadmieniam iż pytałem o to redakcję uzyskując jej przychylność i aprobatę. Cała relacja jak najbardziej subiektywna. Miłego czytania.

Poczatek 14.06.2013 Piątek (6godz. jazdy) Zielona Góra-Cieszyn

Pomysł wyjazdu narodził się około rok temu. Chęć sprawdzenia się w dalszej wyprawie w połączeniu z silna determinacją spowodowały że 14 czerwca 2013r dopinałem ostatnie wyposażenie do motocykla. W głowie wypalały się resztki przedwyjazdowego stresu ale ja myślałem już o tym że mamy opóźnienie. Deszcz zaczął padać dokładnie w godzinie wyjazdu a że nie zamierzaliśmy zaczynać od zmoknięcia. To czekaliśmy. Pisze czekaliśmy bo było nas dwóch śmiałków. Ja na swojej Hondzie CB 1300 i towarzysz Rysiu na Hondzie CBF 600s. W końcu jak matka natura udowodniła nam kto tu rządzi i że nie wszystko musi być zgodnie z planem to łaskawie po 2 godzinach wypogodziło się.
No to ruszamy. Sześc krajów, 4000 kilometrów, 9 dni. Celem Mauzoleum Władysława Warneńczyka w Varnie w Bułgarii. Jest to szczytny cel ale czasem myślę że to tylko pretekst żeby przejechać się po Rumuńskich Karpatach.
W drodze udało się nam nie zmoknąć. Na jednym z postojów zdejmowałem założoną asekuracyjnie przeciw deszczówkę. Było tez chłodno. Godzinka jazdy i wpadliśmy na autostradę A4 na której przekonaliśmy się że od Wrocławia jedzie się już z biletem autostradowym. Przejazd do Gliwic kosztował nas po 8zł. Przed Cieszynem malutki objazd prawdopodobnie z powodu powodzi. W samym Cieszynie trafiliśmy na wcześniej „wyszukany” przytulny mini camping w którym za 25zł na głowę mieliśmy pokój w domku drewnianym, łazienkę oraz basen. Jednak temperatura wody16ºc skutecznie nas zniechęcała od kąpieli. Gospodarz poinformował nas że akurat trafiliśmy na Cieszyńskie święto „Trzech Braci” a że jechał na stary rynek to nas podrzucił jednocześnie dając instrukcję gdzie można smacznie i tanio zjeść. Skorzystaliśmy z poleconej jadłodajni i za 12 zł napełniliśmy brzuchy dwudaniowym obiadem. Cieszyn ma całkiem sympatyczne stare miasto. Całość dopełniło piwko z kolacją już na campingu przy motocyklach. Na następny dzień musiałem przeorganizować pakowanie bagaży tj. zamienić miejscami ciuchy z zapasami jedzenia zapewniając sobie szybszy dostęp do tych pierwszych. Dzień pozytywny. Uśmiałem się jak przy płaceniu za zatankowane paliwo pan zaproponował mi płyn do spryskiwaczy Smile

Dzień drugi 15.06.2013 Sobota (7godz. jazdy) Cieszyn-Miskolctapolca
Zaczęło się od tego że zbagatelizowaliśmy te 345 km które nas czekało. Późno wstaliśmy i długo się szykowaliśmy. Jeszcze tankowanie i kantor i zastała nas 11sta godzina. Przedpołudnie było bardzo gorące a my po zatłoczonych czeskich uliczkach przebijaliśmy się do przodu. Szczęście że nowo zakupiona nawigacja nie uległa gorączce i bezbłędnie wyprowadziła nas na już szybsze trasy Słowacji. W planie podróży mieliśmy napisane „przez Słowację jedziemy powoli-zgodnie z przepisami”. Głównie ze względu na wstręt do mandatów. I faktycznie jechaliśmy ostrożnie. Rysiu jak nigdy wcześniej jechał nawet wolniej ode mnie. Trafiliśmy na jeden fragment górskich zakrętasów. Wspaniały asfalt, super zakręty i przyjemny chłodek w cieniu wyzwalały zadowolenie i uśmiech na twarzy. Mimo wszystko podczas drogi troszkę się śpieszyłem. Kolejny postój mieliśmy w Miskolctapolca tuz przy jedynych w europie basenach termalnych w jaskiniach. Bardzo chciałem zobaczyć to miejsce a godzina przyjazdu na miejsce wskazywała że możemy pocałować przysłowiową klamkę. Nadrabialiśmy ograniczając postoje na posiłek czy choćby picie Smile Nie było też autostrad. Czas mijał niemiłosiernie. W końcu garniak bezbłędnie doprowadził nas do zarezerwowanego hotelu. Po zaparkowaniu podszedł właściciel z pytaniem” Marcin”? Jest dobrze pomyślałem. Okazało się jednak że jest tak średnio gdyż pokój nie do końca nam odpowiada. Gdy cena spadło o 50% tj do 10euro zadowoleni wzięliśmy od razu. W pierwszej chwili nie wiedziałem czy to ja tak dobrze rozumiem po węgiersku czy to ten język taki podobny do naszego. Właściciel jak sam nam powiedział ma przyjaciela motocyklistę w Polsce w woj Rzeszowskim i był już tam kilkukrotnie. W rozmowie ustaliliśmy tez że dziś tj w sobotę baseny są dostępne także w nocy. Bilet nocny otwiera nam bramy wodnego przybytku aż do północy. Byłem szczęśliwy.
Same baseny są bardzo ciekawe. Nigdy wcześniej nie pływałem w jaskiniach i to w ciepłej wodzie!
Różnorodne bąble i strumienie wymasowały strudzone kości. W tym mój obolały kark. Woda dała ukojenie po bardzo gorącym dniu. Miejsce jest niezwykłe. Obiekt jak najbardziej warty odwiedzenia i aktywnego wypoczynku.
Dzień pomimo intensywnego przejazdu pozytywny, głównie za sprawą miłego zakończenia.

Dzień trzeci 16.06.2013r. Niedziela (10godz. jazdy) Miskolctapolca-Sibiu
Dzisiaj o wczesnych godzinach jak dla nas tj o 9.30 opuściliśmy gościnne progi Miskolctapolca i od razu wskoczyliśmy na autostradę w kierunku Debrecen. Droga w niedziele rano niemal pusta, bardzo dobrej jakości. Jak na razie najlepsza jaką jechaliśmy. Ja po raz pierwszy zobaczyłem jak w w nawigacji wygląda „asystent pasa ruchu”. Granice przekroczyliśmy w Oradea. Celnicy zerknęli tylko na dowody osobiste. Byliśmy w Rumunii. To drugi kraj przy którym mieliśmy napisane „ jedziemy powoli”. To też drugi kraj po Polsce w którym zauważyliśmy fotoradary. Jakieś takie pordzewiałe. Nie wiadomo czy działały. Drogi różnorodne. Lepsze i gorsze. Za to kierowcy zdecydowanie mniejszej kultury niż dotychczas spotykani. Trzeba jeszcze bardziej myśleć za innych i mieć oczy dookoła głowy. Przejechaliśmy się też kawałkiem Rumuńskiej autostrady w kierunku miejscowości Turda. Jak dla mnie nic specjalnego. Rozjazdy tak skomplikowane że chwilami myślałem że zabłądziłem. Tym razem zaopatrzeni w wodę jechaliśmy ciągiem niemal 8 godzin. Głownie za sprawą zatłoczonych dróg wiodących przez niezliczone wioski i miasteczka z obowiązkowymi ograniczeniami prędkości do 50 km/h. Wjeżdżając do Rumunii nie zatrzymaliśmy się przy żadnym z kantorów. Był to błąd. Potem z racji niedzieli nie mieliśmy gdzie nabyć ichnej waluty. Uratowali nas zatrzymani Rumuńscy motocykliści. Rysiu wymienił u nich nieco euro po całkiem korzystnym kursie. Brać motocyklowa jeszcze jednak nie wyginęła Smile Jakieś 20 km przed celem zrobiliśmy postój na posiłek. Ciorba, mięsa grilowane i mrożona herbata kosztowały nas niecałe 10euro. Reszta dnia to poszukiwanie docelowego kempingu w miejscowości Sibiu. Kto pyta nie błądzi. Sympatyczna para policjantów nadała nam odpowiedni kierunek. 5Euro i mieliśmy miejsce na namioty, motocykle i ciepły naprawdę czysty prysznic. Na kempingu zauważyłem załadowany na wyprawową ciężarówkę ciekawy motocykl z wózkiem bocznym. Krótka rozmowa z właścicielem Niemcem i już wiedziałem z czym to się je.
[link widoczny dla zalogowanych]

Uploaded with [link widoczny dla zalogowanych]
Mieliśmy okazje wypróbować sprzęt kempingowy. Nocleg pod namiotem to przypomnienie lat młodzieńczych Smile
Cykady i koniki polne przygrywały nam do snu.

Dzień czwarty 17.06.2013r. Poniedziałek (16godz. jazdy) Sibiu-Shabla
Nocleg pod namiotem był całkiem przyjemny. O dziwo sprzęt się sprawdził i nie bolały nas żadne gnaty. W dali widzieliśmy wżynające się w niebo góry. To zapowiedź dnia.
[link widoczny dla zalogowanych]

Uploaded with [link widoczny dla zalogowanych]
Wyruszyliśmy najwcześniej w naszej dotychczasowej karierze bo o 9tej. Szybki dojazd i wjechaliśmy na drogę 7c czyli osławiona trasę Transfogardzką. Trzeba powiedzieć że wszystko było tak zaplanowane żebyśmy tutaj wylądowali właśnie dziś. Trasa oficjalnie jest otwierana 15 czerwca więc te 2 dni to nasza rezerwa bezpieczeństwa. Powiem że jechałem już w miarę o to spokojny. Dzień wcześniej w restauracji w rozmowie z kelnerem dowiedziałem się ze droga przez góry jest otwarta. Nie przejąłem się więc zbytnio znakiem „Zakaz Ruchu” i dając przykład Rysiowi pomknąłem pierwszy pod górę. Początek to wspinanie się w terenie zalesionym.
[link widoczny dla zalogowanych]

Uploaded with [link widoczny dla zalogowanych]
Od razu czuć tez było niższą temperaturę. Wcześniejszy upał tutaj zelżał i zrobiło się całkiem miło. W sam raz żeby się zatrzymać i pstryknąć fotkę. Wyjechaliśmy na nieco bardziej otwarte i górzyste tereny. Poznawałem krajobrazy które dotychczas widziałem tylko na zdjęciach.
[link widoczny dla zalogowanych]

Uploaded with [link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]

Uploaded with [link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]

Uploaded with [link widoczny dla zalogowanych]
Triumfowałem po raz pierwszy. Piękna pogoda, wspaniałe Karpaty i malownicza droga. Czy można chcieć więcej? Humory dopisywały. Sama trasa Transfogardzka jest niepowtarzalna, Jedyna w swoim rodzaju. Malownicze widoki i ciasne zakręty zmuszają do wolniejszej jazdy. Dodatkowa atrakcja to śnieg Smile
[link widoczny dla zalogowanych]

Uploaded with [link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]

Uploaded with [link widoczny dla zalogowanych]
Z czystym sumieniem polecam każdemu motocykliście. Tej drogi przez góry nie oddadzą żadne słowa czy nawet zdjęcia. To trzeba samemu zobaczyć. Na szczycie spotkaliśmy motocyklistów z polski. Pozdrawiamy mieszkańców Bydgoszczy jadących do Albanii. Potem spotkaliśmy ich jeszcze dwukrotnie w Rumuni i raz w Bułgarii. Ukoronowanie przełęczy to przejazd przez ciemny tunel. Dalej za nim wielka zapora.
[link widoczny dla zalogowanych]

Uploaded with [link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]

Uploaded with [link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]

Uploaded with [link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]

Uploaded with [link widoczny dla zalogowanych]
Po tym pierwszym z trzech głównych punktów wyprawy udaliśmy się dalej w kierunku Constanty. Po drodze jednak trzeba było ominąć Bukareszt. Obwodnica stolicy Rumunii wygląda naprawdę źle. Wąska droga pełna dziur kolein i pyłu. Bardzo duży ruch. Mnogość tirów. Ścisk, korki i żar z nieba. Niezbyt miłe miejsce. Jako że nie jestem zwolennikiem miejskiej turystyki darowaliśmy sobie zwiedzanie miasta i pomknęliśmy dalej. Za Bukaresztem mieliśmy planowany improwizowany nocleg. Jednak autostrada pomimo wskazań mapy nie kończyła się. Nowo wybudowana cześć autostrady nie była ujęta nawet w nawigacji. Żal było zjeżdżać a i nie było gdzie. No to mknęliśmy dalej. Zapadał już zmrok. Co 50 km przymusowy postój na czyszczenie omuszonych szybek w kaskach. Trzeba przyznać że muszek i innych insektów były całe roje.
[link widoczny dla zalogowanych]

Uploaded with [link widoczny dla zalogowanych]
Przy okazji wymiana ciemnej szybki na przeźroczystą i ogień dalej. Przejechaliśmy piękny most na Dunaju. Muszki zniknęły a my zbliżaliśmy się do Constanty. Nie wjechaliśmy jednak do miasta, odbiliśmy w prawo na południe. Wówczas jechało się już całkiem przyjemnie. W nocy temperatura zelżała, chłód był ukojeniem. Ruchu na drodze praktycznie nie było. Po 550km ciało uodporniło się już na trudy dzisiejszej trasy. Mogłem tak jechać bez końca. Po drodze zatrzymaliśmy się przy jakimś pustym nocnym sklepiku. Kupiliśmy coś do wrzucenia do żołądka. Zamiast upychać zakupy po bagażach zjedliśmy je na miejscu przy sklepie. Miłe panie z obsługi widząc nas przyniosły nam jeszcze worek ciasteczek francuskich. Miło. Analizując na szybko trasę określiłem nowy cel. Nocleg w Vama Veche w hipisowskim campingu tuż przy granicy. Niestety do miasteczka wjechaliśmy w nocy. Niewiele widać. Był tam jakiś camping ale czort wie czy to to. Ogólnie wrażenie nie zachęcało. Może to wina nocnej pory. Pojechaliśmy dalej. I ni z tego ni z owego najechaliśmy na granicę z Bułgarią. Pusto. Celnik poprosił tylko o dowody osobiste i dowody rejestracyjne motocykli. Droga wolna. Przejechałem też po niecce z wodą spodziewając się że to ta dezynfekcja pojazdów o której czytałem. Zupełnie niepotrzebnie nikt na to nie zwrócił uwagi i nie pobierał żadnej opłaty. Tuz za granica znaleźliśmy camping. Wyglądał na opuszczony, no może nie licząc zapalonej latarni i zaparkowanych samochodu i autobusu. Ani żywej duszy, brama otwarta. Poszedłem na rekonesans. Znalazłem na trawce jakieś wiekowe przyczepy campingowe. Tuż przy morzu. Dobre miejsce. Wracam do Rysia a ten mówi mi że tam w budynku ktoś leży. ? Opustoszały camping. Drzwi otwarte na oścież, w łóżku ktoś leży. Scena niczym w horrorze o zombiakach. Leżący zombiak ożył. Starszy gościu. Bułgar. Porozmawialiśmy o noclegu. Chciał żeby mu zostawić dokumenty. Zostawić pomyślałem, nigdy. Nie szło się z nim dogadać. Albo pijany albo szurnięty. Ruszyliśmy dalej.
Ostatecznie nieco dalej w miejscowości Shabla znaleźliśmy pensjonat w którym po zbudzeniu właściciela wzięliśmy pokój za 15Euro.

Dzień piąty 18.06.2013r. Wtorek (5godz. jazdy) Shabla-Warna
Z rana właściciel zaprosił nas na kawę i w rozmowie dowiedzieliśmy się że jest on motocyklistą. Pokazał nam swój jak mówił „bike room” czyli garaż w którym dumnie prezentowała się wymyślna trajka oraz Honda Gold Wing. Ciekawosta było to że o dziwo przerobiona była na LPG. Według niego na gazie spala mu mniej niż na benzynie. Miły człowiek.
[link widoczny dla zalogowanych]

Uploaded with [link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]

Uploaded with [link widoczny dla zalogowanych]
Po umyciu masakrycznie omuszonych motocykli ruszyliśmy w dalszą drogę. Tym razem się nie spieszyliśmy ponieważ do celu podróży tj Warny zostało nam 81km. Po drodze gęsto rozglądałem się za kantorem. Przez te pierwsze kilometry Bułgaria sprawiała wrażenie jakby uśpionej. Mimo gorąca sezon jeszcze się tu nie rozpoczął. W którejś z kolejnych małych miejscowości znaleźliśmy wymienialnię pieniędzy. Podczas postoju na uliczce ludzie zwracali na nas i motocykle uwagę ale po Rumuni już do tego przywykłem. Jakiś Bułgar słysząc jak rozmawiamy spytał „czy jesteśmy z Polska”? Okazało się że płynnie rozmawia po polsku. Dziesięć lat mieszkał w Poznaniu. Porozmawialiśmy skąd i dokąd i skończyło się na tym że poprzez internet znalazł nam tani hotel w Warnie. Stefan bo tak mu było na imię przełamał stereotyp w moim myśleniu o Bułgarach. Do Warny jechaliśmy już na określony adres noclegu. Po drodze nie mogliśmy sobie odmówić odwiedzenia Przylądka Kaliakra.
[link widoczny dla zalogowanych]

Uploaded with [link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]

Uploaded with [link widoczny dla zalogowanych]
W tym malowniczym miejscu po krótkiej rozmowie panie sprzedające na straganach wzięły pod opiekę nasze objuczone motocykle oraz kaski. My za to mogliśmy bez stresu udać się na zwiedzanie tego cypelka niezwykle wcinającego się w morze. Punk widokowy niczym z okrętu. Dookoła morze.
Dalsza droga to rajd wybrzeżem Złotych Piasków. Miasto Warna przywitało nas w godzinach szczytu zatłoczonymi gorącymi ulicami.
[link widoczny dla zalogowanych]

Uploaded with [link widoczny dla zalogowanych]
Troszkę nas to przytłoczyło. Zapytany o drogę patrol policji z własnej inicjatywy podjął się eskortowania nas pod sam hotel Smile
Kwatera to 80 lewa za pokój 2 osobowy na 2 dni. Hotel całkiem milutki i z basenem. Wyjechaliśmy na krótki rekonesans i zakupy na mieście.
[link widoczny dla zalogowanych]

Uploaded with [link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]

Uploaded with [link widoczny dla zalogowanych]
Po powrocie upojeni widokiem miasta nocą zasypialiśmy w dobrych humorach.

Dzień szósty 19.06.2013r. Środa Warna
Środa to dzień odpoczynku. Przed południem udaliśmy się Mauzoleum Władysława Warneńczyka, drugiego głównego punktu wyprawy.
[link widoczny dla zalogowanych]

Uploaded with [link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]

Uploaded with [link widoczny dla zalogowanych]
Mówiące po polsku panie oprowadziły nas opowiadając o wydarzeniach z 1444 roku. Musze tu zaznaczyć ze wśród innych eksponatów jest tam jeden który zwrócił moja szczególną uwagę. Jest to rycerz cieżkozbrojny na koniu w pełnym rynsztunku bojowym. Pełna zbroja na jeźdźcu, ciężkie siodło oraz ochronniki na koniu. Zobaczyć coś takiego wraz z innymi towarzyszami w szyku bojowym w szarży... Bezcenne ale i przerażające. Szczególnie dla stojącego naprzeciw piechura. Następnie pojechaliśmy na jedną z plaż w Warnie. Woda w Morzu Czarnym może nie była tak krystaliczna ale za to miała 20ºc. Kąpiel w takiej temperaturze to prawdziwa przyjemność. Przypomnę że tutaj sezon jeszcze się nie zaczął. Nie było tłoku a samą plaże można polecić zwolennikom kąpieli topless. Podczas jazdy w samym mieście pomimo nawigacji ze 3 razy myliłem drogę. Nie był do dla mnie dobry dzień na nawigację. Super pogoda sprawiła że po powrocie do hotelu wskoczyliśmy do basenu w którym woda była jeszcze cieplejsza.
[link widoczny dla zalogowanych]

Uploaded with [link widoczny dla zalogowanych]
Na obiadokolację wciągnęliśmy coś na kształt tradycyjnych bułgarskich potraw. Nazw niestety nie podam bo czytanie w Bułgarskiej cyrylicy nie jest moja najmocniejszą stroną. Wieczorem omówiliśmy plan na jutro. Można powiedzieć że dziś podładowaliśmy troszkę nasze osobiste akumulatory.

Dzień siódmy 20.06.2013r. Czwartek (11godz. jazdy) Warna-Ranca

W czwartek wypoczęci wyjechaliśmy jak na nas wcześnie bo o godz. 8.30. Zdeterminowani podjęliśmy wyzwanie dojechania aż do Transalpiny w rumuńskich Karpatach. Z Warny wyskoczyliśmy na autostradę do Sumen skąd już do samego Ruse droga była w remoncie. Był to bardzo szybki odcinek. Asfalt nowiutki. Miejscami jechaliśmy po jeszcze nie ostygniętym dywaniku. Miejscami ruch wahadłowy. Wówczas wysuwaliśmy się na czoło kolumny. W Ruse na przejściu granicznym „celnik” jak usłyszał że jesteśmy z „Polska” to powiedział „Do widzenia” i kazał wyminąć samochody które sprawdzali. To miłe że nie wszędzie postrzega się nas jako element „podejrzany”. Spotkaliśmy tam też grupę motocyklistów aż z Malezji. Niestety nie było czasu na pogawędki czekał nas dojazd do Bukaresztu. Na obwodnicy stolicy Rumunii straciliśmy nieco wypracowanego czasu. Potem dojazd do Pitestii. Tankowania szły nam niczym na Le Mans. Paliwo, przetarcie szybki, siku, picie i ogień dalej. Przed Horezu ciepły posiłek czyli Ciorba. Posileni z dobrymi humorami wjechaliśmy w drogę 67c czyli Transalpinę. Trzeci główny punk naszej wyprawy.
[link widoczny dla zalogowanych]

Uploaded with [link widoczny dla zalogowanych]
Było już grubo po południu. Wspinając się do góry wjechaliśmy w coś na kształt chmur.
[link widoczny dla zalogowanych]

Uploaded with [link widoczny dla zalogowanych]
Nie wiem może to była mgła. Wówczas też poczuliśmy co to jest różnica temperatur. Sama droga zapowiadała się świetnie. Doskonały asfalt zachęcał jednak aura i ograniczona widoczność sprawiły że w miejscowości Ranca podjęliśmy decyzje o noclegu. Drugi dom w którym spytałem okazał się być pensjonatem. Wynegocjowaliśmy nocleg ze śniadaniem za 15 euro. Gospodarz przywitał nasz 4 szybkimi tradycyjnej rumuńskiej mikstury, prawdopodobnie „palinki”. Chwile po tym biorąc prysznic miałem kłopoty z równowagą. Za to humor wchodził na czerwona skalę. Zeszliśmy na dół na kolację i spędziliśmy miły wieczór na polsko rumuńskich pogawędkach łamanym angielko-rosyjskim. Mimo ochoty odmówiliśmy dalszych degustacji. Gospodarz praktycznie udostępnił nam cały swój dom, gdybyśmy chcieli moglibyśmy rozpalić np. w piecu kaflowym. Zostawił nas w kuchni i poszedł spać. Trzeba mieć troszkę zaufania do ludzi. Sen wyprostował nasze myśli.

Dzień ósmy 21.06.2013r. Piątek (13,5godz. jazdy) Ranca-Motel za Miskolc

Poranek przywitał nas słońcem na tle wspaniałych górskich krajobrazów. Humory dopisywały. Nie zepsuł ich nawet brak śniadania. Gospodarz chyba zapomniał co obiecywał a może był wówczas troszkę podchmielony. Mniejsza z tym. W drogę. Nie ma nic wspanialszego jak pakować motocykl w górskiej miejscowości będącej przedsionkiem do wspaniałych dróg Karpat. Wyjechaliśmy z Ranca od razu wpadając w wir serpentyn na Transalpinie. Jest to droga nieco inna niż Transfogardzka. Jadąc od strony południowej od Novaci szybko przeradza się w zakrętasy wijące się wśród otwartych przestrzeni. Na szczycie ukazuje bardzo malowniczą i bajkową scenerię. Niczym w Alpach.
[link widoczny dla zalogowanych]

Uploaded with [link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]

Uploaded with [link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]

Uploaded with [link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]

Uploaded with [link widoczny dla zalogowanych]
Wstęga asfaltu, pasterze, zwierzęta, zielona trawka. W jednym miejscu na stromym przewężonym podjeździe najadłem się nieco strachu. Dalsza część to długi zjazd już bardziej zalesionymi terenami. Pozwala na szybka jazdę jeżeli nie brać pod uwagę poprzecznych pasów szutrowej nawierzchni. Ze względu na długość trasy warto zatankować przed wjazdem.
Po Transalpinie wjechaliśmy na typowe dla Rumuni drogi tj. zatłoczone przejazdy przez niezliczone wioski. Temperatura wzrosła i zrobiło się duszno. Jestem odporny na wysokie temperatury i gorąco ale tym razem dostałem mocno w kość. To niezwykłe. Na nogach miałem jeansy motocyklowe które zawsze świetnie się spisywały jednak tym razem zastanawiałem się czy nie mogłyby być z nieco lżejszego materiału. Duchota była zapowiedzią burzy która dopadła nas około 50 km po zjeździe z gór. Szybki manewr i zjazd pod daszek na stacji paliw uratował nasze dupska od zmoknięcia. Tankowanie, przekąszenie rogala, picie, smarowanie łańcucha i akurat deszcz ustał. Ruszamy dalej. Przyjemny chłodek po deszczu niestety nie trwał zbyt długo. Burza gdzieś dalej nadal trwała pokazując nam swoje oblicze z dalekiej perspektywy. Było w tym coś nieopisanego. Jechałem motocyklem w Rumuni przed sobą miałem obraz kumpla na moto a w tle jakieś wzniesienie smagane gromem...
Kawałek drogi popilotował nas motocyklista z jakiegoś Rumuńskiego klubu motocyklowego. Dawał nam znaki że droga wolna, można wyprzedzać itp. Jego tempo było dla nas i naszych objuczonych wielbłądów jednak zbyt ryzykowne. Granica z Węgrami została przekroczona. Jechaliśmy jak najdalej. Autostrada poprowadziła nas do Miskolc. Tam nie udało się nam znaleźć noclegu. Odświeżająca kąpiel i miękkie łóżko były nam tego dnia potrzebne więc nie zdecydowaliśmy się na spanie w namiocie. Ostatecznie już poza miastem przy trasie w kierunku Słowacji wylądowaliśmy w przydrożnym motelu.
[link widoczny dla zalogowanych]

Uploaded with [link widoczny dla zalogowanych]

Dzień dziewiąty 22.06.2013r. Sobota (11,5godz. jazdy) Motel za Miskolc-Zielona Góra

Był to nas ostatni dzień podróży. Zostało nam 800 km do domu. Zamiar był taki aby przekonać się czy damy radę. Słowacja przed południowa porą wydawała się nam naprawdę piękna. Drogi dobre z niewielkim ruchem pojazdów. Jazda szła na tyle dobrze że zrezygnowaliśmy z autostrady. W południe wczesny obiad za 7 euro.
[link widoczny dla zalogowanych]

Uploaded with [link widoczny dla zalogowanych]
Podczas dalszej podróży przejechałem jakiegoś rozjechanego zwierza, przednie koło lekko się poślizgnęło. Potem przez nieuwagę wjechałem na świeżo wylany i zasmołowany odcinek asfaltu. Mały uślizg przywrócił mi koncentrację. Wjeżdżając do Polski triumfowaliśmy. Każdy myślał „udało się”. Mimo to został do pokonania jeszcze kawałek drogi, w tym autostrady do Legnicy. Pomimo korzystnej dozwolonej 140 nie byliśmy w stanie dłużej utrzymać tej prędkości. Głownie za sprawą przeciwnego wiatru. Potem na krajowej S3-ce byliśmy brani za motocyklistów wracających z zlotu w Srebrnej Górze. Jakże błahy wydawał się zlot w kraju po tylu naszych kilometrach nawiniętych na koła. W końcu po godzinie 19-tej wjechaliśmy do Zielonej Góry. Radość była ogromna. Cali, bezpieczni, zdrowi i co najważniejsze ogromnie zadowoleni osiągnęliśmy dom. Pozostały wspomnienia.
Chciałem szczególnie mocno podziękować żonie za wyrozumiałość oraz firmie DK Motocykle z Zielonej Góry za wsparcie.


Podsumowanie
Zrobiliśmy w dziewięć dni 4007km. Była to wyprawa ukierunkowana głównie na jazdę. Taki był plan i tak to się odbyło. Zwiedzanie zostało zepchnięte na dalszy plan a błogi wypoczynek odbywał się w siodle.
Drogi mówiąc ogólnie jeżeli nie takie jak w Polsce to nawet lepsze. Na pewno nie gorsze. Pogoda wręcz upalna, za gorąco. Przedtem z przymrużeniem oka patrzyłem na wynalazki typu letnia odzież motocyklowa. Teraz już wiem że na południu europy jest niezbędna i taką będę kupował. Bardzo cierpieliśmy w normalnych ciuchach motocyklowych. Nie chcieliśmy ich zdejmować ze względu na bezpieczeństwo.
Nie spotkała nas żadna przykra przygoda. Ludzie wszędzie bardzo mili. Podstawowy angielski i szkolny rosyjski otwierały nam bramy do wzajemnej komunikacji. Rumunia i Bułgaria to normalne cywilizowane kraje. Pisze to bo przed wyjazdem ostrzegano nas niczym straceńców jadących w kompletną dzicz.
Motocykle spisały się rewelacyjnie, czyli bez żadnych awarii. Średnie spalanie, mówię tu o mojej CB1300 wyniosło 5,7litra na 100km. Kolega zanotował jeszcze niższy wynik.
Sprzęt. Gdybym miał wybrać najlepsze elementy mojego wyposażenia to byłyby to w kolejności:
-Nawigacja Garmin zumo350 LM - rewelacyjna w każdych warunkach. Jedynie baza hotelowa troszkę nieaktualna.
-Przyciemniana szybka w kasku - mała rzecz a naprawdę ułatwia życie i cieszy
-Rękawice Held Touring Five- nabyte tuz przed wyjazdem zwykłe bez żadnych membran-wygodne i nawet w takich upałach dawały radę
-Spodnie jeansowe Mottowear - jeżeli w pewnym momencie było mi w nich za gorąco to w tekstylnych z membraną czy skórzanych chyba bym wykorkował.
Koszty. Całość kosztowała mnie około 2100zł z czego około 1200zł poszło na paliwo.
Koniec
Powrót do góry
Zobacz profil autora
klapek1328




Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 570
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kwidzyn

PostWysłany: Pon 11:58, 09 Wrz 2013    Temat postu:

graty! taka trasa to marzenie! zdjęcie trasy w Garminie bezcenne Very Happy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.kolyaska.fora.pl Strona Główna -> Podróże małe i duże Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin